No i nadeszła ta chwila! Dorosłość pochłonęła mnie całym swoim jestestwem: pierwsza miłość, wyprowadzka z domu rodziców, pierwsza praca weekendowa, nieograniczone spotkania ze znajomymi, a to wszystko bez nadzoru, bez kontroli - tak, jak to sobie wymarzyłam. Przyszła tym samym pora na kolejne marzenia: studia, ślub z zakochania, wspinanie się po szczeblach kariery zawodowej.
I prawie wszystko się udawało. Po raz kolejny marzenia spełniały się jedno po drugim. Problem był tylko jeden: każde z nich niosło ze sobą pewne niechciane konsekwencje. Tak, jakby los drwił sobie ze mnie, mówiąc: „Spełnię kolejne marzenie, ale musisz za nie zapłacić”. Za jedno płaciłam gotówką, za inne zdrowiem, a za to największe, tak upragnione, zaplanowane, mające uczynić moje życie idealnym - zapłaciłam swoją duszą.... Szarpałam się z losem, nie targowałam się ani trochę. Chciałam tu i teraz, w najlepszym wydaniu. Nie pytałam innych o zdanie. Wydawało mi się, że mamy te same, wspólne marzenia. Pchałam się do przodu drzwiami i oknami i ciągnęłam za sobą tych, którzy nie chcieli lub nie mieli odwagi mi odmówić. Osiąganie jednego celu rodziło nieodpartą, ślepą chęć do stawiania sobie kolejnych. Okazuje się, że trzeba było przystopować. Zachłanność jest nieopłacalna. Z rozpędu za karierą pomiędzy drapaczami chmur trafiłam na oddział ratunkowy z powodu chronicznego stresu. Po hucznym weselu i wielkiej miłości pozostał wyrok rozwodowy. A kredyt studencki spłacam do dzisiaj ;)
Czy warto było upierać się przy marzeniach? Czy żądanie od losu, by dawał więcej i więcej, nie oznacza próżności? Czy spełnienie jednego marzenia nie powinno dać nam na tyle satysfakcji, by podziękować, spuścić nieco głowę i poczekać na kolejną pomocną dłoń od wszechświata?
Bo z marzeniami jest jak z motylami. Piękne, kolorowe uwodzą finezją i kuszą. A ty obserwujesz i podziwiasz. Zachwycasz się ich maleńkimi, idealnie skonstruowanymi ciałkami. Wyobrażasz sobie, że w którejś sekundzie uda ci się jednego złapać. Będziesz mieć szansę ujrzenia go pod mikroskopem i wzbogacenie swojej kolekcji, która jest niczym innym, jak zakurzoną księgą z zasuszonymi duszyczkami. Po jakimś czasie zapomnisz o nim, bo inny, niepowtarzalny gatunek skradnie twoją uwagę.
Marzenia nie są po to, by je spełniać, ale by o nich marzyć. Bo nigdy nie mamy pewności, że któreś z nich nie było pomyłką, że warte było poświęceń i ceny.
Czy nie piękniejsze jest wyobrażanie sobie, że mamy piękny dom i drogi samochód, od płacenia podatków za nieruchomość i ubezpieczenia za pojemność?? ;)
Dzisiaj mam tylko jedno marzenie: przeżyć swoje życie godnie i dobrze, aby pozostawić po sobie dobre wrażenie. Wtedy się okaże, czy marzenie się spełniło. Nie żądam od losu więcej, niż może mi dać i więcej, niż mogłabym udźwignąć.